Kiedy 30 lat temu mój wujek Zygmunt powiedział mi, że sam zrobił perkusję, nie myślałem, że kiedyś powtórzę w jakiejś mierze jego drogę. Nie był to jakiś wielki zestaw perkusyjny, bo raptem blachy, centrala, werbel od Szpadera i dwa półkotły. I to właśnie te dwa półkotły zrobił wujek Zygmunt, z czego był niezmiernie dumny. To było moje pierwsze spotkanie z kimś, kto umie zrobić instrument.
Mój pierwszy bęben wziął się z desperacji. Był początek XXI wieku, właśnie przeprowadziłem się na wieś i łapałem każdą pracę, z której byłby jakiś pieniądz. Ktoś z przyjaciół rzucił temat, czy bym nie zrobił bębna. Wtedy już interesowałem się muzyką ludową, grałem na węgierskiej lirze korbowej i tematy muzyczne nie były mi obce. Jako że pośród kilku zawodów, jakie przerabiałem, był zarówno ślusarz, jak i domorosły stolarz, to się podjąłem. I wtedy się zaczęło. Mój wujek już nie żył, więc musiałem sobie radzić dzięki źródłom pisanym. Znalazłem wielce pomocną stronę internetowa o budowie bodhranów i ze wsparciem „inteligentnego, interaktywnego słownika angielsko-polskiego” wziąłem się za naukę. Nauczyć się nauczyłem, a owo źródło nauki do dziś się przejawia specyficznymi określeniami rodem z owego słownika. Brzmi to jak hermetyczny język. Np. określenie „wejść na jego skórę” oznacza nawijanie skóry na drewniane wzmocnienie zwane u mnie małym lasem, w odróżnieniu od dużego lasu, który oznacza łubo, czyli korpus bębna.
Wiele by można jeszcze o początkach…
To było ponad 10 lat temu, od tamtego czasu robię bębny nowe, naprawiam stare i co tam jeszcze w tej sferze potrzeba. Trochę już tych bębnów w świat poszło. Ile? 20, może 40, nie liczyłem, ale na pewno kilkadziesiąt. Konstrukcyjnie mam swoje patenty i ciągle poszukuję nowych rozwiązań. Każdy instrument jest trochę inny. Naturalne materiały nie pozwalają na idealną powtarzalność. Staram się rozmawiać z muzykantami, muzykami, twórcami. Ich opinie są dla mnie bardzo ważne i często wprowadzam zmiany po rozmowach z ludźmi.
Robię bębny obręczowe w wymiarach od 13 do 20 cali i barabany. Także bębny kaliskie osznurowane i bębny dla grup rekonstrukcyjnych. Jak czas pozwoli, to w niedalekiej przyszłości wezmę się za basy. Swoją pracownię mam przy domu. Zapraszam.
Jestem muzykiem, muzykantem, multiinstrumentalistą, twórcą instrumentów, kolekcjonerem instrumentów, pasjonatem muzyki tradycyjnej, rzeźbiarzem, stolarzem, cieślą, rolnikiem i ojcem. Moja przygoda z muzyką zaczęła się w łonie matki, która bardzo lubiła śpiewać i kiedy się urodziłem, znałem już kilka ówczesnych hitów muzyki ludowej. Potem to już było z górki.
Pierwszych lekcji gry na instrumentach udzielał mi ojciec (ur. 1919), który w latach międzywojennych, jako kawaler grał już na skrzypcach. Po wojnie na skutek wypadku i złamania ręki nie powrócił do gry na tym instrumencie, ale zamienił go na mandolinę. Tak więc pierwszym instrumentem, na którym zacząłem grać, była mandolina. Ojciec nauczył mnie kilku melodii, między innymi polki „Mojemu tacie ukradli gacie”. Drugi instrument, na którym zacząłem grać, to harmonia klawiszowa, 24 basy, na której również ojciec nauczył mnie wielu melodii obowiązujących w tamtym czasie (m.in. „Zagraj mi czarny Cyganie” i „Jagem chodził do kowola, uczyłem się dymać”). Trzeba tu dodać, że mój ojciec był kowalem i codziennie przed pójściem do szkoły musiałem najpierw iść do kuźni i dymać na miechach, aby rozniecić paleniska. Zaowocowało to w późniejszym czasie niebywałą tężyzną fizyczną.
Potem były kolejne instrumenty, na których uczyłem się grać: gitara, harmonijka ustna, fujarka, bęben, skrzypce, heligonka (wszystkie te instrumenty były w domu). Kiedy byłem dzieckiem, moi starsi bracia i siostry już grali, wyrastałem więc w atmosferze muzykującej rodziny. W późniejszym czasie, już jako dorosły człowiek, powiększałem kolekcję instrumentów, na których grałem. Doszły: kontrabas, akordeon klawiszowy i guzikowy, klarnet, saksofon, cytra. Wciąż jednak czegoś mi brakowało. Zacząłem więc budować własne instrumenty: lirę korbową, skrzypce, basy, lutnię, cytarę, moraharpę, sukę biłgorajską, fidele o różnych wymyślonych przez siebie kształtach, fujarki otworowe i bez otworów, bęben obręczowy, baraban. Wszystkie te instrumenty stworzyłem z potrzeby grania na nich.
Budowy instrumentów uczyłem się sam, a początkiem tej przygody była rekonstrukcja starych skrzypiec ojca, które zachowały się w stanie szczątkowym do lat 80 XX wieku. Wskazówek, co do budowy liry korbowej, udzielił mi Stanisław Wyżykowski.
Instrumenty, jakie tworzę, to: lira korbowa, skrzypce, basy, lutnia, cytara, moraharpa, suka biłgorajska, fidele o różnych wymyślonych przeze mnie kształtach, fujarki otworowe i bez otworów, bęben obręczowy, barabany, skrzypce trąbkowe (skrzypce Stroha) . Są to instrumenty z różnych epok i regionów. Oprócz nich trzeba jeszcze wymienić kolejne: harfa, lira szarpana, lutnia, cytara, skrzypuszki (instrumenty eksperymentalne z wykorzystaniem puszek metalowych, jako części rezonujących). Nie sposób wyliczyć wszystkich.
Można u mnie zamówić: lirę korbową, moraharpę, nyckrelharpę, sukę biłgorajską, skrzypce, basy, bęben obręczowy, baraban i fujarki. Jestem otwarty na eksperymentowanie i mogę wykonać instrument według nowego pomysłu. Instrumenty zamawiają u mnie przeważnie ludzie młodzi, którzy chcą uczyć się na nich grać oraz wykwalifikowani muzykanci uprawiający swoje wspaniałe rzemiosło. Większość wykonanych przeze mnie instrumentów, to instrumenty tradycyjne, ale są również wymyślone przeze mnie, takie jak eksperymentalne skrzypuszki oraz fidele o różnych kształtach. Cechą indywidualną niektórych instrumentów są zdobienia, reliefy, główki itp. Wykonałem około 20 lir korbowych, pozostałe ciężko zliczyć. Wiele instrumentów gotowych i niedokończonych spłonęło wraz ze starą pracownią w 2010 roku.
Nad lirą korbową pracuję około jednego miesiąca, ale pod warunkiem, że są już przygotowane wszystkie materiały. Z innymi instrumentami bywa różnie. Praca przy instrumencie sama w sobie jest przygodą, szczególnie jak się ma ku końcowi. Człowiek bardzo chce wreszcie usłyszeć dźwięk instrumentu i znika w pracowni na długie dni, nie goli się, nie myje, nie ma go wtedy dla rodziny i otoczenia, zatraca poczucie dnia i nocy. Nie istnieje nawet na facebooku, z czego wynikają czasem śmieszne sytuacje, a niektóre mogłyby skończyć się rozwodem.
Oprócz instrumentów daję ludziom również muzykę, którą gram razem ze swoją rodziną – jest to Kapela Maliszów. Chcę dalej podążać obraną drogą i muzyczną pasję przekazać własnym dzieciom.
Bardzo ważni są dla mnie inni twórcy, z którymi mogę wymieniać doświadczenia. Dzięki temu, że spotykam ich na różnych imprezach (np. na Targowisku Instrumentów przy Festiwalu Wszystkie Mazurki Świata), wiem, że jest więcej takich maniaków jak ja… To daje kopa do dalszego działania.
Urodziłem się w Przyprostyni koło Zbąszynia 30 kwietnia 1996 roku. Moja przygoda z muzyką ludową rozpoczęła się w 2006 roku. Wtedy to w Państwowej Szkole Muzycznej pierwszego stopnia im. Stanisława Moniuszki w Zbąszyniu zapisałem się na zajęcia w klasie instrumentów ludowych. Moim pierwszym nauczycielem był Pan Henryk Skotarczyk. To on nauczył mnie podstaw gry na tym instrumencie. Następnie trafiłem pod skrzydła śp. Leonarda Śliwy. Był on dla mnie prawdziwym mistrzem. Wiele z tego, co dziś umiem, to jego zasługa. Od tamtego czasu grałem w wielu kapelach ludowych, na konkursach, festiwalach.
W 2009 roku postanowiłem więcej dowiedzieć się o budowie instrumentów ludowych, takich jak kozioł weselny, kozioł ślubny, sierszenki, mazanki. Wiedzę o tym przekazał mi śp. Marek Franciszek Modrzyk. Nauczył mnie wszystkiego na ten temat. Od tamtego czasu naprawiam i tworzę te instrumenty. Praca nad jednym instrumentem zajmuje kilka miesięcy. Wykonuję je na wzór starych instrumentów. Nie wprowadzam żadnych nowych patentów. Jestem perfekcjonistą, więc staram się je tworzyć najlepiej, jak tylko potrafię.
W 2013 roku brałem również udział w programie Instytutu Muzyki i Tańca – „Szkoła mistrzów budowy instrumentów ludowych”. Stworzyłem projekt konstrukcji kozła weselnego wraz z jego opisem słownym. Cieszę się również, kiedy mogę wymieniać doświadczenia z innymi twórcami ludowymi. Kontakt z nimi jest bardzo ważny. Mimo swojego młodego wieku staram się robić wszystko, aby nasza tradycja, której częścią są instrumenty ludowe, nie zaginęła.
Urodził się 18 grudnia 1983 roku. Muzyka jest jego pasją od najmłodszych lat. W wieku 7 lat zaczął występować z Zespołem Muzyki Dawnej „EUTERPE” Młodzieżowego Domu Kultury w Gdyni pod kierownictwem swojej matki, Barbary Czypul. Jako nastolatek podglądał pracę swojego ojca, Jerzego Czypula, który zapoczątkował budowę replik instrumentów dawnych w Polsce, zaczynając od budowy chrotty. W wieku 19 lat, po śmierci ojca przejął rekonstrukcje instrumentów dawnych, zaczynając od budowy rebecu, który zdobył uznanie za wykonanie i walory brzmieniowe. Tym samym Tomasz Czypul stał się najmłodszym budowniczym replik instrumentów w Polsce. Przez wiele lat, uczestnicząc w zespołach muzyki dawnej, warsztatach i festiwalach, rozwijał swoją wiedzę na temat instrumentarium historycznego. Jego instrumenty znajdują się na wyposażeniu zespołów amatorskich i profesjonalnych w całej Polsce.
W 2007 roku zespół Muzyki Średniowiecznej „EUTERPE”, dla którego wykonał blisko 12 instrumentów, otrzymał nagrodę za instrumentarium historyczne, przyznaną przez Jury powołane przez Zarząd Kaliskiego Stowarzyszenia Edukacji Kulturalnej Dzieci i Młodzieży „Schola Cantorum” w porozumieniu z Ministerstwem Edukacji Narodowej. W 2009 roku jego instrumenty zostały wystawione w Muzeum Ziemi Kaliskiej. W 2012 roku zespół jego matki, dla którego wykonał instrumentarium, otrzymał dwie Złote Harfy Eola i Grand Prix na XXXIV OGÓLNOPOLSKIM FESTIWALU ZESPOŁÓW MUZYKI DAWNEJ „SCHOLA CANTORUM” Kalisz 2012.
Oprócz rekonstrukcji Tomasz Czypul zajmuje się również naprawą i serwisowaniem fletów prostych. Stawia sobie za cel budowę jak najwierniejszych kopii dawnych instrumentów z zachowaniem ówczesnych technik. Obecnie pracuje nad instrumentem lira organizzata.
Instrumenty, jakie dotąd wykonał, to: portatyw, liry korbowe, średniowieczne liry korbowe – model „symphonie”, tubmaryny, citole, rebeki, fidele altowe i sopranowe, strakharpa, cymbały, moraharpy, viole, dudy średniowieczne, harfy, organistrum
Akcesoria: pulpity barokowe, statywy fletowe, statywy do cymbałów, futerały, smyczki
Jestem muzykantem, pasjonatem i wielbicielem muzyki, a także twórcą instrumentów. Pochodzę z Łodzi, ale 30 lat temu przeniosłem się na podlubartowską wieś, gdzie już istniało tzw. „zagłębie bębniarskie”, znane w całej Polsce i poza nią. Zapragnąłem wtedy mieć własny instrument i go zrobiłem. Od tej pory wykonuję ręcznie instrumenty perkusyjne; tak rozpoczęła się moja muzyczno-rzemieślnicza przygoda. Początkowo były to tylko bębny monolitowe (rzeźbione z jednego kawałka drewna). Dużą uwagę przywiązuję do wyglądu bębnów, wiele z nich miało kształt rzeźby.
Poszukując nowych dźwięków, słuchając muzyki folkowej, etnicznej, world music, czerpałem inspiracje do tworzenia nowych instrumentów. Obecnie oprócz bębnów, takich jak djembe, conga, dunduny, robię ręcznie kalimby z drewna i z kokosa, rury didgeridoo i kije deszczowe z bambusa, burzowce, dzwonki, a także gazofony (zwane także tunk drum lub happy drum) i tych ostatnich wykonuję najwięcej.
Dzięki muzyce, graniu na instrumentach i wytwarzaniu ich, poznałem wiele kultur. Grałem muzykę żydowską, arabską, romską, afrykańską i reggae, a od kilku lat współpracuję z uchodźcami z Kaukazu (głównie z Czeczenami). Nagrałem z nimi kilka piosenek, których można posłuchać na Youtube. Instrumenty to tylko narzędzia do przekazywania ludziom radości płynącej z muzyki, wydobywania i słuchania dźwięków, ale moją pasją jest także prowadzenie warsztatów nauki gry dla ludzi w każdym wieku. Bo zaletą tych instrumentów jest to, że każdy może się na nich szybko nauczyć grać. Często są wykorzystywane w przedstawieniach teatralnych, zamawiają je muzycy, ale także amatorzy. Prowadziłem też wielokrotnie naukę robienia bębnów dla młodzieży z różnych środowisk, w tym z domu dziecka. Każdy z uczestników kończył pracę jako szczęśliwy posiadacz własnoręcznie wykonanego bębna.
Zajmuję się także naprawą innych bębnów, poprawiam ich wygląd, dźwięk, zmieniam naciągi i wydobywam z nich to, co najlepsze.
Tworząc instrumenty, jestem bardziej metaloplastykiem niż lutnikiem. Rzeźbię, choć kończyłem akademię muzyczną. Tworzę instrumenty dęte i perkusyjne, mimo że gram na pianinie. Nie mam aspiracji w materii instrumentów – są dla mnie takimi samymi rzeźbami, jak świeczniki czy siedziska, które tworzę.
Uczę się od samej przyrody. Przypatruję się dźwiękom – nie tylko tym muzycznym. Interpretuję je. Poszukuję podobieństw i powtarzalności drobnych elementów, które składają się na barwy dźwięku. „Yu odrzekł: Rozumiem, muzyka ziemi wydobywa się poprzez tysiące otworów, muzyka ludzka grana jest na fletach i innych instrumentach. Co tworzy muzykę niebios? Mistrz Ki powiedział: Coś dmie w tysiące otworów. Jakieś siły sprawiają, że dźwięk zamiera. Co to za siły?”
Moje instrumenty są jak dotąd unikatowe. Powstało wiele konstrukcji, które zagrały tylko raz i zostały całkowicie przetworzone. Bywają instrumenty, nad którymi pracuję kilka lat, jak i takie, które powstają w ciągu jednej nocy.
Jestem przede wszystkim muzykiem, którego fascynuje tradycja – świadectwo mojej tożsamości. Wychowałem się w domu, w którym z wielkim szacunkiem odnoszono się do przodków, zwłaszcza do dziadka Jana, a także do jego przyjaciół, Jana Kawuloka i Jerzego Probosza. Mieli oni duży wpływ na rozwój kultury (nie tylko beskidzkiej) i przekazywali ją kolejnym pokoleniom. Ja również czuję wielki szacunek do tradycji i kultury, do miejsca, w którym się urodziłem, do pobliskich groni i potoków. Dzięki muzyce oraz instrumentom pasterskim mogę przenieść się do minionych czasów.
Fascynują mnie instrumenty tradycyjne, to moja druga pasja.Mogę również umieścić się w gronie budowniczych instrumentów i kontynuatorów tego fachu. Odtwarzając dawne instrumentarium góralskie, wyrażam swój szacunek do tradycji. W rodzinnym domu były gajdy – własność dziadka Jana Wałacha – i był to jeden z pierwszych instrumentów, który został zbudowany przez Jana Kawuloka właśnie dla niego. Za namową Czesława Węglarza, który już wcześniej zbudował instrument, postanowiłem też spróbować. Pierwsza próba okazała się udana. Potem wykonałem instrument wspólnie z Józefem Kawulokiem, a następne instrumenty realizowałem na zamówienia.
I tak zbudowałem ponad 30 gajd istebniańskich. Z czasem pojawiły się również piszczałki bezootworowe, sześciootworowe, okaryny, skrzypce, gęśle, rogi pasterskie i trombity. Przy budowie najważniejszego instrumentu, jakim są gajdy, staram się wiernie odtwarzać kształt, nie wprowadzam modyfikacji. Elementy indywidualnej estetycznej wizji ograniczam do zdobienia instrumentów, w przypadku gajd są to „oblewki” cynowe na „hóku” (część burdonowa). Pozostałe instrumenty, które wykonuję, mają minimalne zdobienia, np. na piszczałkach wykorzystuję motywy roślinne.
Tworzenie instrumentów wymaga czasu, przemyśleń i całościowej koncepcji. Gajdy są bardzo czasochłonne, zdarza się, że przez dwa miesiące poszukuję poszczególnych części składowych (skóra kozia, drewno cisowe, śliwkowe, skóra cielęca na budowę „dymloka” – miecha). Mniej wymagające są wszelkiego rodzaju piszczałki; te zdecydowanie wykonuje się szybciej. Skrzypce traktuję jak najwyższą formę sztuki, dlatego staram się tworzyć egzemplarze o wyjątkowych walorach estetycznych i dźwiękowych. Zrobiłem już kilka par skrzypiec, przymierzam się do budowy kolejnych, ale koncepcje ich kształtu dojrzewają znacznie dłużej. Każdy instrument ma własną historię, którą również przekazuję kolejnemu właścicielowi. By poczuć związek z instrumentem, trzeba się z nim dobrze „zapoznać”. Moje instrumenty trafiały i trafiają do różnych odbiorców: są to pasjonaci, muzycy i osoby, które dopiero rozpoczynają przygodę z muzyką.
Urodziłem się w 1990 roku w Żywcu. Od dziecka jestem żywo zainteresowany folklorem górali żywieckich i szerzej – łuku Karpat. W wieku 7 lat u Jana Brodki rozpocząłem naukę gry na okarynie, piszczałce sześciootworowej i piszczałce wielkopostnej. W roku 2002 rozpocząłem naukę w szkole muzycznej w Żywcu w klasie akordeonu, jednak głównie uwagę poświęcałem nauce gry na instrumentach pasterskich w klasie instrumentów ludowych pod okiem Czesława Węglarza. Swoją dalszą drogę związałem głównie z kontrabasem, nie zaprzestając gry na licznych instrumentach ludowych. Jestem kontrabasistą w dwóch zespołach: etno-jazzowym „Besquidians” oraz w kapeli „Wałasi”.
Od kilku lat poświęcam się drugiej pasji – budowie instrumentów ludowych. Zaczynałem pod okiem Zbigniewa Wałacha, z którym realizowałem projekt nauki budowy gajd śląskich finansowany przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego w ramach programu upowszechnianie kultury. Potem podglądając twórczość mistrzów Feliksa Jankowskiego i Edwarda Byrtka, nauczyłem się budowy dud żywieckich, czym przede wszystkim obecnie się zajmuję. Zbudowane przez mnie pierwsze dudy wygrały II konkurs na budowę instrumentów ludowych im. Jana Kawuloka i Feliksa Jankowskiego organizowany przez Regionalny Ośrodek Kultury w Bielsku Białej. Zajmuję się również budową piszczałek, trombit oraz rogów pasterskich. W swoich działaniach inspiruję się głównie twórczością Feliksa Jankowskiego oraz Jana Kawuloka.
Gram na harmonii trzyrzędowej od kilku lat. Mój pierwszy kontakt z tym instrumentem to Tabor Domu Tańca w 2003. roku Mam 24 basową pedałówkę Władysława Leonardta oraz ręczną Concertino Warszawa (prawdopodobnie Radka).
Od 2008 roku pracuję w ACCREA Bartłomiej Stańczyk, gdzie stroję, naprawiam, modernizuję, serwisuję harmonie i akordeony, a także eksperymentuję z dźwiękiem i budową tych instrumentów. Współpraca ta zaczęła się od udziału w projekcie rekonstrukcji harmonii polskiej. Powstała 60 basowa dwugłosówka, której jedynie miech i głosy pochodzą spoza naszej pracowni.
Gram w zdecydowanej mierze mazurki z okolic Szydłowca i Przysuchy, moimi nauczycielami byli przede wszystkim: Jan Adamczyk, Józef Łomża, Wiesława Gromadzka, Henryk Siwak. Chciałabym grać do tańca. Dużo.
Muzyk, akordeonista, budowniczy instrumentów, inżynier praktyk, założyciel firmy ACCREA Accordions.
Już od kilkunastu lat głównym zainteresowaniem Bartłomieja Stańczyka jako naukowca i muzyka, są studia nad charakterem brzmienia instrumentów języczkowych. Spędziwszy wiele czasu w fabrykach Castelfidardo, wpadł na pomysł, żeby z bliska przyjrzeć się także nielicznym warsztatom budowniczych harmonii polskiej. Ta inicjatywa rozrosła się w szerzej zakrojony projekt www.harmoniapolska.org, który przy finansowym wsparciu MKiDN, realizował multidyscyplinarny zespół naukowców.
W 2007 roku Bartłomiej Stańczyk założył firmę ACCREA Accordions. Jest to profesjonalna pracownia zajmującą się naprawą, strojeniem oraz badaniami brzmienia instrumentów języczkowych. Zespół ACCREA Accordions to grupa pasjonatów: muzyków i inżynierów, zachwyconych dźwiękiem i budową akordeonów, bajanów, bandoneonów i harmonii polskich. W pracowni spotykają się fascynacje muzyczne, naukowe i konstruktorskie jej twórców. Zespół ACCREA Accordions to autorzy: trzyrzędowej harmonii ręcznej 60 basowej, bandoneonu hybrydowego, melodyki.
Tekst: Bartłomiej Stańczyk
Zdjęcia z archiwum Bartłomieja Stańczyka
Drodzy Państwo! Wielu z Was zapewne słyszało o rekonstrukcji harmonii polskiej, odbywającej się w pracowni ACCREA w Lublinie. Projekt rozpoczęliśmy w 2007roku. Dofinansowany przez MKiDN, zakończył się zbudowaniem połowy instrumentu, a także wydaniem skryptu zawierającego dokumentację techniczną, wywiady z wytwórcami harmonii i harmonistami oraz zapis nutowy melodii granych na harmoniach. W późniejszym czasie, własnymi zasobami sfinalizowaliśmy projekt. Jest to trzyrzędowa harmonia 60 basowa, którą można obejrzeć na stronie http://harmoniapolska.org/ i przetestować w naszej pracowni w Lublinie. Harmonia, wyparta przez akordeon i zapomniana, była w czasach świetności chlubą polskiego rzemiosła instrumentalnego. Wielokrotnie została doceniona za granicą, na przykład w Stanach Zjednoczonych, gdzie zdobywała czołowe miejsca na międzynarodowych targach. Nie chcemy pozwolić na to, aby zamysł tego instrumentu światowej klasy, zaginął wraz z ostatnimi starymi egzemplarzami harmonii. Z zazdrością patrzymy na austriackie i niemieckie manufaktury, które przy niemalejącym zainteresowaniu grających, do dziś kontynuują rzemiosło wytwórstwa harmonii (Muller, Ollerer, Strasser, Zernig), a tradycje ich sięgają nawet połowy XIX w. Warto jeszcze przywołać harmonie pedałowe i sekundowe, jako wyjątkowo ciekawe zjawisko, zainicjowane przez polskich budowniczych. Czerpiąc inspirację zarówno z dorobku dawnych warsztatów harmonii, jak i z nowoczesnej myśli technicznej, rozwijanej przez ostatnie 60 lat produkcji akordeonu, stanęliśmy o krok od opracowania technologii wytwarzania harmonii polskiej. Posłużyć ma to do zmniejszenia kosztów budowy poszczególnych egzemplarzy. W tym celu musimy stworzyć dokumentację, przyrządy, dedykowane narzędzia, przetestować współcześnie dostępne materiały. Chcemy, aby nasza harmonia sprostała klasie dawnych instrumentów, przy wykorzystaniu jakości, jaką dysponuje współczesna technologia. Obecnie zamierzamy odtworzyć model trzyrzędowej harmonii 24 basowej, 2-chórowej w części melodycznej i 4-chórowej w stronie basowej. Harmonia składa się z około 2 tysięcy elementów, więc zarówno stworzenie projektu, jak i cały proces produkcji są bardzo kosztowne. Staramy się obecnie znaleźć źródła finansowania, a także upowszechnić wiedzę na temat naszego przedsięwzięcia. Z tego też względu zwracamy się do Was z uprzejmą prośbą o merytoryczne wsparcie naszej inicjatywy, a mianowicie: – uwagi i opinie na temat naszego projektu, – wskazanie potencjalnych odbiorców/ zainteresowanych naszymi działaniami, – promocję naszego przedsięwzięcia wśród swoich znajomych, – wsparcie w poszukiwaniu partonów medialnych i źródeł finansowania. A być może ktoś z Was byłby zainteresowany egzemplarzem harmonii trzyrzędowej? Bardzo liczymy na Państwa pomoc i wierzymy, że Państwa wskazówki okażą się cenne i inspirujące w drodze do finalizacji projektu. Dorota Łukasik, Katarzyna Tucholska, Bartłomiej Stańczyk