Tagi: fisharmonia, portatyw, pozytyw
Fisharmonia to dziś instrument niemal zapomniany. Nieraz trzeba z nim zapoznawać nawet osoby wykształcone muzycznie. Trudno w to uwierzyć, zważywszy na fakt, iż jeszcze 100 lat temu był to najpopularniejszy instrument do domowego muzykowania, często używany również w mniejszych kościołach i w kaplicach, jako godne zastępstwo dla organów piszczałkowych. W 1909 r. w samym USA używano około 5,3 mln fisharmonii (a więc jedna przypadała na 17 osób).
Zmiany kulturowe – a właściwie upadek kultury – w XX w., który wiązał się m.in. z odejściem od tradycji wspólnego grania i śpiewania w rodzinnym gronie (na rzecz bardziej prymitywnej rozrywki, np. gapienia się w telewizor) wraz z rozpowszechnieniem się organów elektronicznych sprawił, że fisharmonia stała się dziś już właściwie instrumentem historycznym.
Również dla mnie długo pozostawała niemal legendarna. Wiedziałem, że mój dziadek posiadał jedną, którą odziedziczył po swoim ojcu, lecz był zmuszony ją sprzedać jeszcze zanim się urodziłem. Tylko z encyklopedii znałem taki instrument, który brzmi podobnie do organów, też ma klawiaturę, miechy i registry, ale dźwięk powstaje dzięki metalowym języczkom jak w akordeonie. No i ma takie charakterystyczne pedały, które się naciska, żeby poruszać miechami.
Dopiero całkiem niedawno – jakby przypadkowo, choć wiem, że przypadki nie istnieją – miałem okazję przeprowadzić renowację pierwszego takiego instrumentu. Wszyscy byli zdumieni żywym, czasami wręcz „mistycznym”, brzmieniem, którego nie podrobi żadna elektronika.
fot. Piotr i Dorota Piszczatowscy
Od zawsze miałem zamiłowanie w naprawianiu wszystkiego. Muzyką i instrumentami również zajmowałem się niemal odkąd pamiętam. Na pewno pomocne było moje wykształcenie – ukończyłem z wyróżnieniem akustykę na Politechnice Wrocławskiej – i lubię stale uczyć się czegoś nowego zwłaszcza z literatury, z którą zapoznaję się stale w kilku językach. Kolejne renowacje przeprowadzałem z coraz większą wprawą aż byłem w stanie przywracać stan instrumentu praktycznie taki, jak w dniu, kiedy opuszczał fabrykę.
Stosuję materiały i metody możliwie zbliżone do tych używanych przez firmy produkujące fisharmonie wiek temu. Za wszystkim stoją solidne podstawy naukowe. Mam w swym dorobku wystąpienie dotyczące fisharmonii na XVI Międzynarodowym Sympozjum Inżynierii i Reżyserii Dźwięku. Obecnie pracuję nad pracą doktorską, której tematyka będzie obejmować, mówiąc najprościej, zagadnienie komputerowej symulacji drgań języczków, jakie występują we fisharmoniach i w piszczałkach języczkowych.
Mam nadzieję, że moje starania przyczynią się do ponownego spopularyzowania fisharmonii tak, by instrumenty, które obecnie niszczeją na strychach, w garażach i w zakrystiach, ponownie zabrzmiały pełnym głosem zarówno na salonach, zacieśniając więzi rodzinne i towarzyskie, jak i w kościołach, na większą chwałę Bożą.
fot. Piotr i Dorota Piszczatowscy
zdjęcia z archiwum Bartosza Żłobińskiego
KONTAKT
Bartosz Żłobiński
ul. Jaskółcza 42
43-100 Tychy
www.fisharmonie.pl
kom: 663 620 669
mail: bartosz.zlobinski@gmail.com
Fisharmonie na FB