Mikołaj Sikorski

Trochę muzyk, trochę stolarz, trochę ślusarz, czasem troszkę prawie lutnik a przede wszystkim pasjonat. Pierwsze próby budowy „przedmiotu wydającego dźwięk” miały miejsce jeszcze w szkole średniej a przyczyną do działania była wakacyjna nuda. A dzisiaj buduję prymitywne instrumenty ogólnie nazywane „cigar box guitars”, których tradycja sięga połowy XIX wieku, kiedy to na południu USA ludzie ubodzy budowali sobie gitary, skrzypce czy podobne instrumenty właśnie z pudełek od cygar oraz innych, znalezionych skrzynek. Budowanie instrumentów z odpadów było popularne również w Europie, podczas I Wojny Światowej. Używano wtedy często skrzynek po winie, mydle czy serze.
Dzisiaj informacje na temat takich instrumentów dostępne są w internecie dzięki całej rzeszy rekonstruktorów i kolekcjonerów. Ale najpiękniejsze jest to, że obowiązuje tylko jedna reguła: Instrument musi stroić i nadawać się do grania, więc zostaje dużo swobody na eksperymenty i frajdę. Zbudowałem już około 40 instrumentów, w tym cigar box guitar, cigar box ukulele, bas, stomp boxy, i instrumenty rezofoniczne. Przerabiam też zdezelowane gitary tradycyjne, w których montuję nietypowe urządzenia np. sitko do gotowania na parze lub wyciskacz do cytrusów jako rezonator co nadaje im unikalne brzmienie. Do budowy często wykorzystuję przedmioty codziennego użytku, elementy mebli czy mechanizmów. Stąd zupełnie nieprzewidywalne brzmienia i brak powtarzalności takich gitar. Być może dlatego moje instrumenty są wykorzystywane przez zawodowych muzyków i coraz częściej słychać je na jakiejś płycie. Ten fakt cieszy tym bardziej, że nie są to tylko płyty z gatunku blues, bo chociaż cigar box guitar jest nierozerwalnie związana z bluesem i towarzyszyła jego powstaniu, to świetnie radzi sobie w muzyce z innych tradycji czy kultur.
Idea cigar box guitar staje się dzisiaj popularna również dzięki filozofii DIY dlatego zawsze podkreślam, że lepiej jest samemu zbudować sobie instrument (a wystarczy wolny weekend) niż kupować już gotowy. Dlatego też prowadzę warsztaty podczas których ludzie przez jeden dzień budują swój własny instrument.

Zdjęcia z archiwum Mikołaja Sikorskiego

 

KONTAKT

Mikołaj Sikorski

www.cigarboxguitar.pl
www.facebook.com/MikuCigarBoxGuitars
http://vimeo.com/116712891

Paweł Myczkowski – Pablomusic

Tagi:

Moja przygoda z instrumentami zaczęła się przypadkiem. Chociaż tak na prawdę nie wierzę w przypadki. W 1982 roku zdawałem do Szkoły Filmowej w Łodzi na wydział operatorski. Wcześniej pojechałem robić zdjęcia do Wólki Krasienieńskiej koło Lublina, gdzie mieszkał Słoma. Słoma to malownicza osoba w malowniczym krajobrazie. Do szkoły filmowej nie dostałem się (tuż po stanie wojennym z pierwszego etapu odpadli wszyscy weterani, do kolejnych egzaminów dopuszczono tylko zdający po raz pierwszy). Kiedy okazało się, że szkoła filmowa nie otworzy jednak dla mnie swoich przestrzeni, zostałem na wsi. I tak się zaczęło.

Zawsze marzyłem o pracy, która łączy w sobie elementy fizyczne, emocjonalne i intelektualne. Wszystko to znalazłem w budowaniu instrumentów.  Uczyłem się od Słomy, Kuby Radomskiego i innych, kiedyś licznych tutaj, bębnorobów.

Robię congi, djembe, dunduny i bębny basowe tj. z jednego kawałka drewna dostosowane do określonych wymiarów. Przez kilkanaście lat najpierw rzeźbiłem bębny w typie conga, potem djembe i dunduny, obecnie pełnowymiarowe profesjonalne congi i bębny basowe. Rodowód budowanych przeze mnie instrumentów jest egzotyczny. Ale moja praca nie jest odtwórcza. Inspiruję się oryginałami, na ich bazie wypracowuję własne formy i standardy. Najwięcej inwencji wkładam w bębny basowe. Z mojej pracowni wyszło kilka tysięcy instrumentów – wyszło spod siekiery i dłuta. Nad pojedyńczym bębnem pracuję od kilku do nawet kilkunastu miesięcy, z czego najdłuższy proces to suszenie korpusu.

Ludziom, którzy kupują moje instrumenty, daję w miarę możliwości dobrą energię, która staram się w sobie pielęgnować. Los jest dla mnie łaskawy i na ogół styka mnie z tymi, z którymi bycie w kontakcie to przyjemność.  Marzy mi się, żeby jak najwięcej muzyków i muzykantów było zadowolonych z moich instrumentów.

Bardzo ważni są dla mnie inni twórcy – chętnie utrzymuję z nimi kontakt. Dzisiaj jest to dużo łatwiejsze niż kiedyś. Internet umożliwia bieżącą komunikację i obserwowanie, co się dzieje u innych. To dobrze wpływa na rozwój.

Kocham to, co robię. Odnalazłem się w mojej pracy pod każdym względem. Tak, jak w życiu, tak i podczas budowania instrumentów nie ma nieustającej radości. Zdarzają się trudne chwile i czasami ponosi mnie chęć skończenia z tym. Na szczęście bilans jest zdecydowanie pozytywny.

Zdjęcia z archiwum Pawła Myczkowskiego

Kontakt

Paweł Myczkowski

www.pablomusic.pl
kontakt@pablomusic.pl
info@pablomusic.eu
Tel.: (+48) 602 450 008 

Artur Jachimowicz

Tagi: 

Nazywam się Artur Jachimowicz. Jestem muzykiem, ale również budowniczym instrumentów. Z  instrumentami i muzyką mam do czynienia od urodzenia ponieważ jestem trzecim pokoleniem zajmującym się instrumentami. Sztuki budowy i naprawy instrumentów  w początkowej fazie uczyłem się od dziadka i ojca, a następnie „terminowałem” u dwóch zakopiańskich lutników, gdzie uczyłem się budowy kontrabasów, wiolonczeli oraz skrzypiec. Na początku mojej pracy naprawiałem instrumenty lutnicze , pianina i fortepiany, a następnie wyspecjalizowałem się w cymbałach. Dotychczas zbudowałem 75 instrumentów (76, 77 są jeszcze w powijakach).

Cymbały, które buduję nie do końca są wykonane jak tradycyjne instrumenty. Stosuje w nich rozwiązania techniczne, które wykorzystuje się w skrzypcach i fortepianach. Do każdego z moich instrumentów podchodzę indywidualnie, więc są one niepowtarzalne . Czasem są opatrzone potem, jeśli dłuto jest zbyt tępe, a czasem krwią jeśli dłuto jest za ostre, ale zawsze maja swoją „muzyczną dusze”.

Czas jaki poświęcam na budowę cymbałów, począwszy od przygotowania materiału, a skończywszy na nastrojeniu , kształtuje się około dwóch miesięcy.  Moimi cymbałami zainteresowane są osoby prywatne, pozytywnie zakręcone i umiłowane w cymbałach, jak również Ośrodki Kultury, Szkoły Muzyczne, Stowarzyszenia, Muzea.

Ludziom, którzy zamawiają u mnie instrumenty staram się wraz z cymbałami dać cząstkę entuzjazmu oraz pogodnego nastawienia do muzyki. Najpiękniejsze chwile są wówczas, gdy użytkownicy cymbałów, które wyszły spod mojej ręki , kontaktują się ze mną chwaląc sukcesami , przysyłają zdjęcia z koncertów, festiwali  czy zwykłego grania na deptaku. Są też chwile zaskakujące takie jak odebranie telefonu z  Bangkoku w sprawie zamówienia cymbałów – pierwsza myśl jaka mi przyszła do głowy –  „moje cymbały na drugim końcu świata”.

Zapraszam do mojej pracowni (cymbałowni) wszystkich, którzy chcą zacząć przygodę z cymbałami.

Zdjęcia z archiwum Artura Jachimowicza

 

KONTAKT

Artur Jachimowicz

Tel 609529219
cymbaly@cymbaly.com.pl
www.cymbaly.com.pl

Marek Bzowski – zwany Wilkiem Stepowym

Tagi: , , , , , , ,

 

Pochodzę z południowej części Lubelszczyzny. Moją rodzinną miejscowością jest niezwykle urokliwa i malowniczo położona nad źródłami małej rzeczki roztoczańska wieś Lubycza Królewska. Od dzieciństwa miałem wiele zainteresowań, wśród których była muzyka.

Odkąd sięga moja pamięć, zawsze towarzyszył mi dźwięk fletu. Już od najmłodszych lat próbowałem robić gwizdki z kory wierzbowej, dmuchać w cienkie łodygi niedojrzałych zbóż i traw oraz łodygi arcydzięgla, czy trzciny. To właśnie wtedy (tak sądzę po latach) zaczęła rodzić się fascynacja robienia czegoś z niczego.

Prawdopodobnie zamiłowanie do muzyki i instrumentów przeszło mi w genach. Obaj bracia mojej prababci robili skrzypce, tato w latach młodzieńczych grał na mandolinie i flecie, babcia na bębnie, a mama była solistką w zespole studenckim i od szkoły średniej do dziś śpiewa w chórze.

Moją pierwszą piszczałkę zbudowałem w podstawówce. Był to flet obustronnie otwarty. A jak do tego doszło? Otóż na podwórzu mojej babci, tuż przy źródełku, rozłożyli biwak członkowie zespołu Orkiestry św. Mikołaja z Lublina. Wśród gromadki dzieci, które z ciekawością otoczyły muzykujących studentów, byłem i ja. Młodzi ludzie byli niezwykle przyjaźnie do nas nastawieni. Właśnie wtedy nauczyli mnie robić flety ukośne z łodyg arcydzięgla. No i tak to się zaczęło.

Podstawy muzyki poznałem jeszcze w wieku szkolnym, uczęszczając do Ogniska Muzycznego w Lubyczy Królewskiej. W swojej rodzinnej miejscowości ukończyłem również technikum, w którym otrzymałem podstawową wiedzę stolarską (między innymi w zakresie tokarstwa). Wtedy też pojawiła się fascynacja związana z bębnami – djembe, conga, bongosy, które sam wykonywałem.

Budową instrumentów piszczałkowych bardziej poważnie zająłem się pod koniec szkoły średniej. Zbliżał się wówczas koncert Kwartetu Jorgi w Tomaszowie Lubelskim. Maciej Rychły w poszukiwaniu dzikiej, „zielonej muzyki” był zawsze inspiracją do poszerzania tematyki związanej z dźwiękami z przeszłości. Sam koncert oraz rozmowa z Panem Maciejem przed Ich występem sprawiły, że większą uwagę skierowałem na „muzykę korzeni”.

Po maturze wyjechałem na studia do Lublina. Od tamtej pory tutaj właśnie przebywam – jestem projektantem sieci energetycznych. Tutaj też zaczęła się moja ogromna fascynacja muzyką zespołu „Osjan”, który łączył wszystko to, co było związane z moimi pasjami. Podczas licznych studenckich wyjazdów poznałem wielu ciekawych ludzi, dla których muzyka była czymś niezwykle istotnym. W plecaku, zamiast niekiedy niezbędnych rzeczy, zawsze miałem kilka piszczałek w rożnych tonacjach i małe bongosy, które w czasie  długich studenckich wieczorów przy ognisku zawsze towarzyszyły naszej muzyce i śpiewom. Na jednym z takich wyjazdów poznałem Monikę- obecnie moją żonę, która dzielnie wspiera mnie w moich pasjach, pomimo, że często w całym domu są trociny i od czasu do czasu słyszę zdanie „zobacz, co wbiło mi się w nogę”.

Tak, więc od około 15 lat wykonuję instrumenty. Na początku były to piszczałki sześciootworowe i fletnie pana. Później zacząłem budować fujary wielkopostne, dwojnice, ogromne fujary pasterskie i sałasznikowa, piszczałki dwu i trzyotworowe. Zdobyłem swoją pierwszą przedwojenną, żeliwną tokarkę, która swoją stabilnością przewyższa współczesne. Wtedy też zaczęły pojawiać się pierwsze i instrumenty związane z muzyką irlandzką między innymi whistler i flety poprzeczne. W międzyczasie nabyłem kolejne, bardziej precyzyjne tokarki, dzięki którym mogłem wykonywać instrumenty dwuczęściowe z możliwością dostrajania się do innych instrumentów. Połączenia te zwane z ang. slidy wymagają dokładności rzędu setnej części mm. Wykonywane są głównie z mosiądzu.

Od kilku lat zagłębiam się w tematykę fletów poprzecznych i dud. Przez ostatnie dwa lata wykonywałem rekonstrukcje fletów prostych, średniowiecznych – znalezionych podczas wykopalisk na terenach Polski. Zaszczytem dla mnie było to, że jako pierwszy mogłem usłyszeć dźwięki z przeszłości. Okazało się, że wszystkie flety nieźle stroiły. Mogłem poznać ich skale i możliwości. Flety te brały udział w pokazach na Uniwersytecie w Oxfordzie.

« 2 z 2 »

Zdjęcia z archiwum Marka Bzowskiego

Pomimo, że instrumenty buduję od wielu lat, to ciągle się uczę. Instrumenty pasterskie wykonuję tradycyjnymi metodami. Każdy flet pasterski ma swoją duszę, brzmienie i jest niepowtarzalny. Zdobieniem zajmuje się moja żona Monika (ja nie mam do tego cierpliwości). Prace przy wykonaniu jednej piszczałki trwają około 10 dni. W tym okresie drewno jest kilkakrotnie rozwiercane i impregnowane tak, aby nie wypaczało się w późniejszym użytkowaniu. Instrumenty pasterskie wykonuję z drewna bzu czarnego, jak również z drewna czereśni, jaworu, gruszy, jabłoni, czy śliwy, a flety poprzeczne również z twardszego drewna, jak grenadilla, mopane, bukszpan, palisander itp..

Przy wykonywaniu współczesnych instrumentów, jak whistle czy folkowe flety poprzeczne, korzystam z bardziej zaawansowanych urządzeń, jak precyzyjne tokarki, bądź wrzeciona CNC, dzięki którym mogę uzyskać dużą powtarzalność w brzmieniu.

Niestety, większość narzędzi związanych z wykonywaniem instrumentów, począwszy od wierteł, rozwiertaków czy dłut tokarskich, trzeba wykonywać samemu, co jest bardzo pracochłonne. Niejednokrotnie okazywało się, że 2 tygodnie pracy poszły na marne, gdy podczas hartowania, rozwiertak wyginał się w łuk i był do wyrzucenia. Od lat każdą wolną chwilę staram się poświęcać na doskonalenie swojego warsztatu.

Instrumenty wykonuję dla wielu grup, począwszy od zawodowych muzyków, osób rekonstruujących historię, grup terapeutycznych leczenia dźwiękiem, a skończywszy na osobach, które dopiero zaczynają swoją przygodę z muzyką. W tym okresie wykonałem niezliczoną ich ilość i tak naprawdę są już od dawna na każdym kontynencie.

Najwspanialsze dla mnie jest to (i chyba dla każdego twórcy), gdy po paru latach powracają te same osoby z prośbą o wykonanie kolejnych instrumentów, choć poprzednie brzmią tak samo dobrze.

A jakie mam dziś marzenia? Przede wszystkim pragnę zamieszkać z rodziną na wsi i mieć warsztat z prawdziwego zdarzenia, w którym swobodnie i bez żadnych ograniczeń mógłbym rozwijać swoje pasje. Pragnę budzić się rano i nie myśleć o tym, czy Lublin będzie dzisiaj zakorkowany i czy zdążę na czas w określone miejsce, tylko o tym, jak brzmieć będzie wykonany przeze mnie tego dnia instrument. 

 

Kontakt

Marek Bzowski
e-mail: wilk.stepowy@interia.pl
fujarek.ovh.org
www.flute.pl – w budowie 

Robert Naczas

Tagi: 

Chorobą muzyczną zaraziłem się prawdopodobnie od dziadka Kamila, który był wiejskim muzykantem i szczerozłotą rączką. Jego życiorys przypominał historie czarnych bluesmanów z delty Missisipi – w dzień pracował w kopalnianym warsztacie, a nocą przygrywał na potańcówkach w oparach samogonu… Potrafił też zaklinać drewno i metal – robił dla nas miecze, narty i proste instrumenty.

Objawy pojawiły się niespodziewanie wiele lat później. Najpierw była harmonijka ustna, i w ogóle, jakoś tak zawsze było mi na skróty do folku i bluesa. Stąd pewnie pomysł na pierwsze dwustrunowe diddley bow, które zbudowałem ze starego garnka, ręcznie wystruganego gryfu i paru drobiazgów z podarowanej gitary elektrycznej. Nie gra do dziś…

***

DaShtick to angielska nazwa celtyckich kijów grających. Legenda mówi, że kiedy Cuchulinn ukatrupił mitycznego ratlerka zwanego Psem z Culinn, użył jego jelit, jako strun do swojego mosiężnego kija do hurlinga (celtyckiej gry). Niestety, Instagram nie był wtedy znany w Irlandii, więc dowodów nie ma…

Współczesny pomysł na celtycki kij grający powstał w… Lidlu. Od jakiegoś czasu chodziła za mną gitara z pudełka po kubańskich cygarach i żeby ją zgubić wdepnąłem do supermarketu gdzie zobaczyłem jesionowy kij  (hurl). Reszty można się domyślić…

Kijograje są w rzeczywistości 1, 2 lub 3 strunowymi gitarami slide, budowanymi na bazie oryginalnych kijów używanych do gry (lub edukacji, patrz Blitz z Jasonem Stathamem). Staram się używać tylko naturalnych materiałów, takich jak: kość, drewno szlachetne, skóra, miedź, mosiądz i szczery plastik. Jako że kijograje nie mają pudła rezonansowego musiałem je zelektryfikować. Przetworniki piezoelektryczne używane w gitarach elektro-akustycznych nadają się idealnie. Od niedawna montuję również przetworniki elektro-magnetyczne, ręcznie robione na zamówienie w Wiedniu (flatpups). Kijograj jest wszechstronnym instrumentem, na którym można grać za pomocą slide’u, młoteczka lub smyczka. Drewno jesionowe jest na tyle sprężyste, że można je wyginać podczas gry dla uzyskania rozmaitych efektów dźwiękowych. W połączeniu z kilkoma gadżetami gitarowymi radości nie ma końca… Zdobienie w dużej mierze zależy od zamawiającego, chociaż staram się raczej pozostawać w klimatach celtyckich. W barwionym bejcą spirytusową drewnie dłubię lub wypalam symbole i inicjały, wykorzystując często staro celtyckie pismo ogamiczne. Z resztą kijograj jaki jest, każdy widzi.

zdjęcia z archiwum Roberta Naczasa

KONTAKT
Robert Naczas
 Krosno
tel: 796694769

Paweł Romańczuk – małe instrumenty

Tagi: , , , , , , , , ,

 

Pasjonat – to chyba najbliższe mi określenie. Piszę też nuty i je gram. Zbieram też instrumenty, bo bez nich nie mógłbym realizować muzycznych planów. Zbiór instrumentów wzbogacam o instrumenty zbudowane własnoręcznie, by mieć możliwie duży wybór.

Około 2005 roku postanowiłem wrócić do wykonywania muzyki. Stworzyłem zespół Małe instrumenty, który wcześniej musiałem wyposażyć w specyficzne instrumentarium. Doposażam go do dziś … I marzenia w tej sferze mam nieograniczone! Moje niezliczone inspiracje zasłyszanymi zjawiskami dźwiękowymi chciałbym obrócić w muzyczne konstrukcje – tworzone własnoręcznie lub z udziałem wszystkich chętnych.

W poszukiwaniu ostatecznego kształtu moich fascynacji dźwiękowych, przyglądam się temu, co robią inni konstruktorzy, oglądam prace lutnicze z rozmaitych okresów i analizuję rozwiązania stosowane w instrumentach ludowych z różnych kultur, ale moje instrumenty nie pochodzą z konkretnych regionów. Są oryginalne, eksperymentalne (tak jest lub tak mi się wydaje!) Taki jest moim zdaniem zasadniczy sens budowy instrumentów – rozwinąć szersze spektrum brzmieniowe, odkryć dźwiękowe nieoczywistości. I choć czasem stosuję rozwiązania znane od lat, w moich konstrukcjach osobiste jest najczęściej wszystko – pomysł, wykonanie, materiały.

Trudno wymienić wszystkie instrumenty jakie wykonałem… Chyba nie potrafię tego zrobić. Powstało ich około 60 (czasem na jednych warsztatach powstaje 40.) Poza tym nazwy typu „Tremolinium”, „Fartofon” czy „Basedes” niewiele mówią czytelnikowi…

Nad instrumentami pracuję dłużej lub krócej, czasem do kilku miesięcy. Raz przez kilka tygodni budowałem instrument, który ostatecznie nie gra. Jednak porażki traktuję na równi z sukcesem. Obecnie poświęcam instrumentom większą część mojego życia. Fascynuje mnie w nich to, że wydają dźwięki. Dzięki nim mogę tworzyć muzykę. Lubię wymyślać i budować, choć nie zawsze jest to łatwe i przyjemne – tak jak muzyka, które nie zawsze jest przyjemna i łatwa. Jeśli nawet przestaję się instrumentami zajmować, to zawsze tylko na chwilę…

Do tej pory nikt nie zamówił u mnie żadnego instrumentu. Ja również żadnego nie sprzedałem, ale zachęcam do budowy własnych konstrukcji i grania na nich. Jak na razie instrumenty robię dla siebie, ale muzykę dedykuję wszystkim.

———————————-

Paweł Romańczuk (ur.1975) – muzyk, kompozytor, od 2006 roku rozwija poszukiwania w dziedzinie nietypowych źródeł dźwięku. Założyciel wrocławskiej grupy Małe Instrumenty, w ramach której realizuje własne potrzeby artystyczne. Jest autorem muzyki do filmów, spektakli teatralnych. Buduje własne instrumenty, konstrukcje grające, tworzy instalacje dźwiękowe. W 2010 roku opublikował pierwsze opracowanie historii toy piano. W 2013 napisał podręcznik „Domowe eksperymenty z instrumentami muzycznymi” wydany wraz z albumem Małych Instrumentów „Samoróbka”, poświęcony edukacji w zakresie własnoręcznego budowania eksperymentalnych instrumentów muzycznych.

Prowadzi warsztaty, prezentacje, wykłady i wystawy związane z instrumentami i eksperymentami dźwiękowymi.

Zdjęcia z archiwum Pawła Romańczuka

Kontakt

Paweł Romańczuk
Wrocław
607 320 564
www.maleinstrumenty.pl
www.facebook.com/maleinstrumenty

Zbigniew i Krzysztof Butrynowie

Tagi: , , , , , , , , , ,

Przygodę z instrumentami zacząłem w latach 60-tych XX wieku kiedy jako młody chłopak wykonałem swoją pierwszą gitarę basową. Moją największą życiową pasją jest muzyka ludowa oraz rekonstrukcja i budowa tradycyjnych instrumentów muzycznych.

Na początku lat 90-tych za namową redaktora Polskiego Radia Mariana Domańskiego rozpocząłem poszukiwania informacji na temat suki biłgorajskiej, by później podjąć  się rekonstrukcji tego unikatowego instrumentu smyczkowego. Przez kolejne lata dzięki swojemu uporowi, samozaparciu i miłości do muzyki, metodą prób i błędów starałem się odtworzyć ten instrument. Pierwszy egzemplarz suki biłgorajskiej zaprezentowałem podczas widowiska obrzędowego „Wigilia”, zorganizowanego przez Muzeum Etnograficzne w Warszawie, w grudniu 1993 r. W roku 1994 otrzymałem nagrodę specjalną za rekonstrukcję suki na Ogólnopolskim Festiwalu Kapel i Śpiewaków Ludowych w Kazimierzu, w tym samym roku wystąpiłem również na koncercie „Pieśń ojczystej ziemi. Idą kolędnicy” w Filharmonii Narodowej.

Przez następne lata jako lutnik-amator doskonaliłem swój warsztat. Kolejnym instrumentem, który zrekonstruowałem były skrzypice płockie (fidel płocka). Później przyszedł czas na basy trzystrunne, mazanki oraz oktawki, gęśle. Wszystkie wspomniane tu instrumenty są dłubane z jednego kawałka drewna. Na bazie swoich kilkunastoletnich doświadczeń stworzyłem Pracownię Instrumentów Ludowych w Janowie Lubelskim. Zbudowałem ich dotychczas kilkadziesiąt. Oprócz wymienionych powyżej instrumentów smyczkowych, wykonuję również bębenki jednostronne z brzękadłami, tzw. „sitkowe” oraz większe, dwustronne barabany. Należy nadmienić, iż wszystkie, nawet najdrobniejsze elementy instrumentów tworzę sam, łącznie z obręczami, okuciami i brzękadełkami do bębnów, czy kołkami do instrumentów strunowych.  Sam robię również smyczki. Wykorzystuje przy tym tradycyjne techniki i narzędzia, takie jak np. falownica do formowania łubów.

No Images found.

Zdjęcia z archiwum Zbigniewa i Krzysztofa Butrynów

Wykonane przeze mnie instrumenty znajdują się m.in. w zbiorach Muzeum Instrumentów Ludowych w Szydłowcu, Państwowym Muzeum Etnograficznym w Warszawie oraz Fundacji Kresy 2000 Domu Służebnego Polskiej Sztuce Słowa Muzyki i Obrazu. Prezentowane były na różnych wystawach w Polsce jak i za granicą m.in. w Bangkoku. Na instrumentach z mojej pracowni grają także muzycy nurtu folkowego (m.in. Kapela Drewutnia, Kapela ze Wsi Warszawa, Orkiestra św. Mikołaja) i zespoły folklorystyczne (ZTL UMCS w Lublinie, ZPiT Uniwersytetu Gdańskiego).

Przy budowie instrumentów pomaga mi syn Krzysztof, który przejął ode mnie również umiejętność gry na suce. Razem od roku 2007 prowadzimy Szkołę Suki Biłgorajskiej, w ramach której uczymy adeptów gry na instrumentach, jak również organizujemy spotkania ze śpiewakami i muzykantami z regionu Roztocza Zachodniego (m.in. letni Festiwal muzyki tradycyjnej „Na rozstajnych drogach”). Działalność edukacyjną prowadzimy zarówno ”u siebie” jak i w kraju, przy okazji warsztatów muzyki tradycyjnej, odbywających się w ramach: Taborów Domu Tańca, Festiwalu „Oj Wiosna, Ty Wiosna”, „Pograjek”, organizowanych przez ZG STL w Lublinie, czy klubu festiwalowego „Tyndyryndy” przy Ogólnopolskim Festiwalu Kapel i Śpiewaków Ludowych w Kazimierzu. Bierzemy również udział w spotkaniach w szkołach i przedszkolach, na których prezentujemy instrumenty oraz muzykę naszego regionu regionu.

Tekst: Zbigniew Butryn

Kontakt

Zbigniew i Krzysztof Butrynowie
Pracownia Instrumentów Ludowych / Szkoła Suki Biłgorajskiej
Janów Lubelski
tel. 696 06 77 04
info@sukabilgorajska.pl
www.sukabilgorajska.pl
https://www.facebook.com/pages/Szkoła-Suki-Biłgorajskiej

 

Katarzyna Zedel

Tagi: , , ,

Tematyką budowy instrumentów interesuję się od wielu lat. Początki nie były dla mnie trudne, gdyż jako córka stolarza, miałam pewne obycie z drewnem oraz narzędziami stolarskimi. Kluczowym momentem dla pogłębienia tej pasji było terminowanie u mistrza budowy instrumentów – Zbigniewa Butryna z Janowa Lubelskiego. Poznałam go w 2008 roku, przy okazji inauguracji nieformalnej Szkoły Suki Biłgorajskiej.

W 2010 roku, podczas trzech około dwutygodniowych sesji, wspólnie ze Zbigniewem Butrynem wykonaliśmy sukę, według akwareli Wojciecha Gersona z 1895 roku oraz kopię mazanek o kształcie „ósemkowym” – instrumentu z XIX w., który znajduje się w Muzeum Ludowych Instrumentów Muzycznych w Szydłowcu. Pan Zbigniew zaproponował model suki, mając wymiary instrumentu z akwareli Gersona. Metodą komputerową szybko zostały przeliczone z cali na centymetry. Z kolei wykonanie mazanek, to było moje marzenie, gdyż jako osoba urodzona w Wielkopolsce zapragnęłam wykonać jakiś instrument właśnie z tego regionu. Model „ósemkowy” szczególnie przypadł mi do gustu. Po paru latach miałam okazję porównać moją kopię z oryginałem z muzeum. Okazuje się, że wymiary w książce prof. Ewy Sławińskiej-Dahlig są tak szczegółowe, że pozwoliły na wykonanie instrumentu bardzo zbliżonego do oryginału. Różnicę np. stanowi wykończenie główki instrumentu. Pozwoliłam sobie tu na własną artystyczną wizję oraz oczywiście na taki kształt, na jaki pozwolił sam instrument. Bo jak pan Zbigniew mówi, gdy się buduje instrument, to wkłada się w drewno swoją duszę. Ożywia się je, dlatego podczas budowania, rzeźbienia, ważne jest, żeby mówić do instrumentu, najlepiej z łagodnością i spokojem.

Aktualnie nie mam okazji do częstego tworzenia instrumentów. Mam jednak nadzieję, że wykonam jeszcze kilka egzemplarzy.  Moje obecne miejsce zamieszkania daje mi okazje do odwiedzin pana Piotra Sikory z Kuźnicy obok Przysuchy –  twórcy bębenków, basów, skrzypiec, smyczków i  futerałów.  U pana Piotra uczę się nie tylko grać, ale zdobywam też wiedzę na temat instrumentów i ich budowy. We wrześniu 2014 roku wspólnie wykonaliśmy dwa egzemplarze barabanów, które potrzebne były do muzykowania. Nowością dla mnie było obrabianie metalowych i skórzanych części, które są trudniejsze do opracowania. Dzięki wielkiemu doświadczeniu pana Piotra praca zakończyła się sukcesem.

W latach 2012 – 2020 pracowałam w Muzeum Ludowych Instrumentów Muzycznych w Szydłowcu.

Zdjęcia z archiwum Katarzyny Zedel

Kontakt:

Katarzyna Zedel
Facebook/KatarzynaZedel
26-510 Pawłów k. Szydłowca
tel. 609 298 995

 

 

Andrzej Głębocki

Tagi: , , , , , ,

Jestem twórcą tradycyjnych afrykańskich instrumentów muzycznych i muzykiem. W 2000 roku zacząłem tworzyć pierwsze instrumenty muzyczne. Od tego czasu systematycznie rozwijałem umiejętności, gromadziłem wiedzę i pomysły. Spod mojej ręki wyszły bębny (djembe i dundun),  instrumenty strunowe (kora tj. afrykańska harfa, ngoni, xalam) oraz lamellofony (karimby, kalimby i mbiry).

Obecnie specjalizuję się w lamellofonach, czyli instrumentach blaszkowych. Tworzę je według tradycyjnej metody, w której każda blaszka jest ręcznie wykuwana ze stalowego drutu. Jest to czynność czasochłonna, jednak w efekcie  można nadać blaszkom właściwy kształt, a przez to uzyskać pożądany dźwięk.

W 2007 roku rozpocząłem projekt „Pracownia Promyk” i uruchomiłem stronę internetową. Pod tym szyldem prezentuję instrumenty muzyczne, którymi się zajmuję oraz zagadnienia z nimi związane takie jak:  budowa, sposoby gry, strojenie. Zgromadzona tam wiedza jest efektem wieloletnich doświadczeń, eksperymentów i poszukiwań,  opartych o różne źródła: zdjęcia, filmy oraz nagrania. Dzięki temu też moje instrumenty mają piękny, unikalny dźwięk.

Jako twórca i muzyk zwracam szczególną uwagę na drobne detale instrumentów, ich trwałość oraz niuanse dżwieku. Przy budowie instrumentów stosuję zarówno nowe rozwiązania, jak i te tradycyjne.

Odbiorcami moich prac są muzycy i pasjonaci z całego świata.

Zdjęcia z archiwum Andrzeja Głębockiego

 

Kontakt:

Andrzej Głębocki
Warszawa – Ursynów

www.pracownia-promyk.pl

Natalia Sówka

Tagi:

Jestem twórczynią instrumentów. Rzemiosłem tym zajmuję się z pasją. Wyszłam za mąż za artystę, bębniarza i muzyka. Pomagając mężowi w pracowni, sama nabrałam odwagi, by tworzyć. Na początku podejmowałam się rozmaitych prac pomocniczych: rysowałam, rzeźbiłam, szlifowałam, polerowałam. woskowałam, ale też zamiatałam pracownię… Przy wszystkim przyglądałam się, jak w praktyce robi się instrumenty. W końcu podjęłam się próby zrobienia i nastrojenia małego steel pan o nazwie biskuit pan.

Mam dużą cierpliwość do wszystkiego, co robię. Mąż, jak prawdziwy twórca, nigdy cierpliwości nie miał, więc wiele nauczyłam się, pomagając mu. Od męża nauczyłam się zawodu. W teorii i w praktyce.  Po jego śmierci, miałam już tylko twardą szkołę praktyki. Wiedza o strojeniu takich instrumentów, jak idiofon, jest na świecie znikoma, opiera się głównie na doświadczeniu indywidualnym i nadal jest badana pod kątem akustycznym. Zbieram ją okruszek po okruszku, cały czas praktykując. Mogę powiedzieć, że teoria i praktyka nie zawsze idą w parze!

Czy mam autorytety? Mam. Ludzi, którzy nie boją się wyzwań, a gdy mają ciekawe i trudne zadanie, cieszą się nim. Ludzi, którzy mają pasję i śmiałość, by w ten sposób działać. Ludzi, u których słowo jest poparte czynem. Kiedyś słyszałam takie mądre powiedzenie, że to czyny robią z nas człowieka, a nie słowa.

Wykonuję instrumenty o nazwie TANK DRUM. Jest to najnowszy tego typu instrument na świecie, mały odpowiednik słynnych HANG-ów. Dopiero zdobywa serca i uznanie ludzi. Ciągle spotykam się ze zdziwieniem, a nawet niewiarą, że butla po gazie może tak zabrzmieć. Został wymyślony w 2007 roku przez Dennisa Havlena w Stanach Zjednoczonych. Zdarzało mi się dziękować instrumentem za wykonaną dla mnie robotę. Ktoś za instrument postawił ściany werandy, położył podłogę… To jakby waluta wymienna, dlatego swoje bębny nazywam TANK’S. Jest to forma podziękowania tym, którzy byli lub są ze mną. Którzy mnie inspirowali lub wspierali, kibicują mi i z kim myślimy o sobie dobrze.

Zamówić można u mnie właśnie TANK DRUM (TANK’S). Własnoręcznie zrobiłam dotąd około 300 TANK DRUM-ów. Od paru lat „podchodzę” do wykonania HANG, ale jestem na etapie szukania pomysłów na rozwiązania techniczne. Zrobiłam też kilka bębnów tradycyjnych typu djembe oraz jeden mały biscuit pan. We współpracy z przyjaciółmi http://www.wszystkogra.pl/ mogę pomóc w wykonaniu na zamówienie takich instrumentów jak: djembe, małe konga (tzw. kongitas), udu, darbuka z gliny. A jeśli ktoś potrzebuje, moja przyjaciółka szyje na zamówienie pokrowce, a kolega spawa z grubego drutu i oplata skórą stojaki. Można także zamówić miękkie pałki do innego stylu gry.

Pracuję z metalem. Metal jest surowcem brudzącym i ciężkim w obróbce. Poświęcam ogromnie dużo czasu na pracę, aby osiągnąć jak najlepszą jakość, przede wszystkim dźwięku, a także wyglądu instrumentu. Nad jednym instrumentem pracuję od 4 dni do 2 tygodni. A jeśli eksperymentuję, to od paru godzin do kilku tygodni. Jako „komplet” daję zamawiającemu instrument i pałeczki. Najbardziej osobistym elementem nazwałabym swój wkład w pracę i pomysły na jej ułatwienie. Samo strojenie jest procesem przyjemnym, lecz dość krótkim i będącym tylko jednym z etapów.

Bardzo rozmaici ludzie zamawiają u mnie instrumenty. Mój mąż Wojtek robił pierwsze Tank Drumy na początku 2008 roku, więc mam zamawiających, z którymi współpracuję od lat. A ponieważ oni grają, muzykują i występują w różnych miejscach i krajach, to kiedy ktoś ich zapyta, skąd mają instrumenty, przekazują kontakt do mnie. Zamawiają także ludzie, którzy spotkali gdzieś grającego na ulicy lub zobaczyli coś w internecie albo na koncercie. Granie na Tank Drum pomaga mieć bliski kontakt z muzyką i rytmem jednocześnie. Wiem, że na moich instrumentach pracuje się w teatrach, są używane podczas zajęć rytmiczno-muzycznych, w muzykoterapii, w pracy z dziećmi.

Zdjęcia z archiwum Natalii Sówki

Kontakt

Natalia Sówka
okolice Lublina
tel. 507 979 065
http://www.tankdrum.pl/
https://www.facebook.com/tankdrumsowka

W Lublinie moje instrumenty można zobaczyć w sklepie E-MUSIC, na ul. Piłsudskiego (http://e-music.com.pl/),
czasem też w Warszawie w sklepie PASJA na ul. Wiktorskiej (http://www.sklep-muzyczny.com.pl/).